David Nash żyłby, gdyby nie lekarz pierwszego kontaktu, który postanowił udzielać konsultacji wyłącznie zdalnie – twierdzi rodzina zmarłego studenta prawa. Mężczyzna zmarł po zapaleniu wyrostka sutkowatego, które spowodowało ropień mózgu.
Informacje o tragicznej śmierci podały brytyjskie media. Jak relacjonują dziennikarze, David Nash był studentem prawa i muzykiem. 4 listopada 2020 roku zmarł, jak twierdzą rodzice, ponieważ przychodnia lekarska w tym lekarze i pielęgniarki udzielały pomocy jedynie zdalnie. Nikt z obsługi medycznej nie zauważył, że rozwinęło się u niego zapalenie wyrostka sutkowatego.
Jego stan uległ nagle znaczącemu pogorszeniu i 2 listopada mężczyzna musiał trafić do szpitala. Tam, według relacji rodziny, nie udzielono mu pomocy. Nash upadł, co spowodowało poważne obrażenia głowy.
Zapalenie wyrostka sutkowatego można łatwo wyleczyć nowoczesnymi antybiotykami i nigdy nie powinno dojść do etapu, w którym spowodowało powikłanie ropnia mózgu – twierdzi ojciec zmarłego.
W krótkim odstępie czasu zgłosił się do lekarzy czterokrotnie i mimo nasilających się objawów, gorączki przez dziewięć dni oraz ujemnego wyniku testu na COVID-19, nadal nie dostał jasnej diagnozy – dodał Andrew Nash.
Źródło: Polsat News
A wszystko to ponoć w trosce o obywatela…
E tam, e tam. Umarł to umarł, już nie zyje, więc niczego nie będzie dochodził.
Błędy lekarzy kryje ziemia, a każdy lekarzyk ma swój cmentarzyk.
Zapewne rodzice będą dziękować lekarzom za wspaniałą troskę i gdyby któryś z lekarzy podał im rękę, lub zamienił kilka słów to będą się czuli rozanieleni i dowartościowani. Mam wrażenie, że nawet gdyby nogę impodał lekarz to i tak będą w skowronkach.